SPIN

Przygotowałem się mentalnie na to, że wrócę z malarią

Aneta Borkowska środa, 12 września 2012, 23:19 Siedlce, Wydarzenia
Fot. Archiwum bohatera tekstu

Fot. Archiwum bohatera tekstu

Trzy lata myślenia, rok przygotowań, testy, niezliczona ilość wydanych pieniędzy. Po co? Po to by jechać na drugi koniec świata i pomagać tym, którzy mieli mniej szczęścia w życiu. Siedlczanin Bartek Ciok, za niecałe dwa tygodnie (25 września) wyjeżdża do Ugandy, by przez rok pracować jako wolontariusz w ośrodku dla chłopców z ulicy. O tym co skłoniło go do wyjazdu, czego się boi i czym jest dla niego misja opowiada w rozmowie z Anetą Borkowską.

SPIN: Na początek banalne pytanie. Co skłoniło Cię do wyjazdu? I czemu Uganda?
Bartek Ciok: Pragnienie misji narastało we mnie od 3 lat. To była taka śruba, która cały czas wkręcała się w moją głowę. Na pewno wpływ na taką decyzję miało też to, że wcześniej byłem osobą niewierzącą, a teraz jestem nawróconym człowiekiem. A czemu Uganda? Do końca sam nie wiem. Ja chciałem jechać do Kenii, ale tam nie potrzebowali wolontariusza. Nie miałem więc większego wyboru, mogłem albo jechać do Ugandy, albo nie jechać w ogóle. Więc jadę.

Jedziesz z jakiejś organizacji czy sam to załatwiałeś?
Szukałem możliwości w jaki sposób i gdzie mogę wyjechać. W internecie znalazłem stronę Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, nawiązałem z nimi kontakt i się okazało, że charakter misji i wolontariatu bardzo mi odpowiada.

No właśnie powiedz co tam będziesz robił?
Będę wychowawcą w ośrodku dla chłopców z ulicy. Są oni zbierani dosłownie z ulicy gdzie mają styczność z gangami. To przeważnie sieroty. Większość choruje na AIDS, mają kłopoty z prawem. W ośrodku dosłownie dostają nowe życie. Mają zapewnioną edukację, jedzenie, dach nad głową i opiekę. Będę organizował im zajęcie pozalekcyjne, aby chcieli w placówce zostać.

Przygotowujesz się jakoś specjalnie do tego wyjazdu?
Przygotować się chyba do tego do końca nie można. W ciągu ostatniego roku odbyłem ponad 10 spotkań, podczas których formowałem się na wolontariusza. To były rozmowy z tymi, którzy już na misjach byli. Zdałem także testy psychologiczne i testy językowe. Od maja przyjmuję przeróżne szczepionki między innymi na dur brzuszny, wirusowe zapalenie wątroby, żółtą febrę, sepsę czy tężec. Wiem, że trzeba tam bardzo uważać co się pije i co się je. Mieliśmy wykłady na temat chorób tropikalnych. I powiem Ci, że po nich przestałem przejmować się komarami. W Afryce jak komar przy gryzieniu podnosi odwłok do góry to może przenieść malarię, a taki, który gryzie mocniej od innych przenosi pasożyty.

Dostałam właśnie „gęsiej skórki” a siedzę i piję kawę. Ty tam jedziesz! Nie boisz się?
Wiadome i normalne jest to, że każdy wraca z misji z malarią. Mentalnie się na to przygotowałem. Żaden wolontariusz na misji nie umarł. Większym problemem jest depresja po powrocie, która dotyka połowę wolontariuszy. Jestem pogodnym człowiekiem i myślę, że to mnie nie spotka. Na chwilę obecną boję się jedyne tego, że zgubię się na lotnisku w Brukseli gdzie będę miał przesiadkę.

Misje różnie się kojarzą.Części na pewno z „nawracaniem”. Ty będziesz „nawracał”?
Nie. I tak naprawdę to nie jest to jedyne zadanie kapłanów którzy tam jadą. Ja na pewno nie będę tam takich rzeczy robił, bo nie o to w tym chodzi. Jadę w miejsce, którego nie znam, aby opiekować się młodzieżą. Chcę pokazać, że jestem w stanie poświęcić wszystko dla zupełnie obcych mi osób. Zostawiam pracę, rodzinę, przyjaciół, wszystko to co kocham i chcę pomóc komuś kto nie miał tyle szczęścia w życiu co ja. Nie mam zamiaru nikogo nawracać, nigdy tego nie robiłem. Misja też tak naprawdę zacznie się dla mnie jak wrócę. Będą starał się o tym mówić, uwrażliwiać na to co tam się dzieje, na tamte problemy.

Fot. Archiwum bohatera tekstu.

Fot. Archiwum bohatera tekstu.

Wiesz jakie warunki zastaniesz? Gdzie będziesz mieszkał?
Mieszkać będę razem z młodzieżą w ośrodku. Będę miał swój pokój, swoje łóżko, ale moja praca będzie 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Nie jadę tam na wakacje. Niektórzy myślą, że sobie zwiedzę Afrykę, zobaczę zebry. Nie. A warunki? Wiem, że będzie prysznic. Zimny.  Czasami będzie prąd, czasami internet. Wyżywienie mam zapewnione, natomiast rzeczy takie jak mydło czy szampon muszę zapewnić sobie sam.

Jak na Twoją decyzję zareagowali Twoi bliscy, ktoś odradzał Ci wyjazd? Rozmawiasz z nimi o zagrożeniach? Przygotowujecie się do tego rozstania?
Kto mi odradzał? Wszyscy. Moi rodzice wiedzą, że może być źle, że mogę być chory, ale nie siadam i nie mówię im jakie są zagrożenia. A czy się przygotowujemy do rozstania? Staram się spędzać z rodziną i przyjaciółmi jak najwięcej czasu, ale nie robię też tego na siłę. nie chcę być w tym sztuczny. Po prostu na tyle na ile mogę to z nimi jestem.

Weźmiesz ze sobą coś szczególnego?
Dostałem od znajomych z pracy bardzo miły kubek, mam zdjęcia przyjaciół i rodziny, które sobie powieszę w pokoju. Ale tak naprawdę to nie wiem co mam wziąć, aby czuć ich wsparcie i obecność. Nie wiem czy emocjonalnie jestem przygotowany do tego, aby tam samemu wytrwać, ale taki jest chyba charakter misji, że przekonujesz się o tym jak tam wyjedziesz.

Nie miałeś chwili zwątpienia, nie chciałeś się wycofać?
Ja tak bardzo chciałem wyjechać, że 3 lata swojego życia ustawiałem pod ten wyjazd. Zostawiłem pracę, przez co bardzo możliwe skreśliłem jakąś tam swoją karierę. Myślę, że gdybym teraz zrezygnował to bym żałował tego do końca życia. Jestem przekonany, że dużo osób ma pragnienie pomocy i chciałoby wyjechać, ale się boi. Ja też się bałem, ale to jest czymś normalnym, trzeba dla czegoś nieznanego i innego zostawić wszystko to co się kocha. Mam nadzieję, że warto.

Choroby, inna i zupełnie obca kultura, 12 miesięcy z dala od bliskich. Są w ogóle plusy tego wyjazdu?
Powiem Ci szczerze, że jestem szczęśliwy. Już teraz, czuję się w jakiś sposób spełniony. Rozmawiałem z ludźmi, którzy tam byli, mówili jak bardzo się zmienili, że odkryli siebie na nowo, spojrzeli na życie z drugiej strony. Poczułem, że chcę być taki jak oni, chciałem ich słuchać i słuchać. W tej chwili chyba trochę się wyciszyłem. Doceniam bardziej rozmowę z innymi, może uświadamiam sobie, że naprawdę warto poświęcać czas drugiej osobie, poznawać się, nawiązać więź. My wiecznie za czymś biegniemy, gonimy, stajemy się anonimowi. Chyba jednak warto czasem się na chwilę zatrzymać. Mam nadzieję, że po powrocie będę umiał kochać bardziej, mocniej, bardziej się poświęcić.

I tego Ci życzę. Oraz tego, abyś wrócił tu cały i zdrowy i za rok opowiedział nam o swojej misji.
Dzięki.

Bartek prowadzi bloga  www.bartekciok.pl na którym będzie opisywał swój wyjazd. Zapraszamy do śledzenia.

5 komentarzy

  1. Marysia dodano 12 lat temu

    Bartuś, jeszcze raz mówię "jesteś wielki". Będę się za Ciebie modlić. Życzę Ci zdrowia i wytrwałości. Z Bogiem.

  2. trustory.com.pl dodano 12 lat temu

    Każdy potrzebuje mieć w życiu jakąś misję na potrzeby samorealizacji i jeśli tego nie odnajdzie to staje się "tułaczem". A pomaganie innym to ważna część życia dająca szczęście.
    Powodzenia!

  3. ja dodano 12 lat temu

    Wszystko zależy od tego po co się pomaga. Jeśli po to, by pokazać się ludziom, to żałosne. Wierzę,że Bartek nie robi tego z takich względów. Ani nie oczekuje niczego w zamian. Wiem też,że w każdym z nas siedzi chęć pomocy innym. Ale zatwardziałość ludzka i pych jest czasem silniejsza. Jednak, gdy zrobi się ten pierwszy krok, zaczyna czuć się smak szczęścia,a apetyt rośnie w miarę jedzenia! Spróbujcie.. jeden krok..

  4. Obecnie w Luandzie dodano 12 lat temu

    Bartek, nie panikuj nie wrócisz z żadną malarią! Ja od 2009 roku latam do Angoli i Congo Brazzaville i połknęłem może 3 tabletki malaronu. Absolutnie nic nie biorę i nie chorowałem nigdy na nic. Pamiętaj malkaron, larium i doksycyklina NISZCZĄ WĄTROBĘ. Ja spędzam kazdego roku około 8 mies w Angoli jest tu fajnie i beztrosko a Luanda ma ekstra lokale gastronomiczne i kluby. Pozdro

  5. Ola :> dodano 12 lat temu

    nie wiem jak trafiłam na to, to musiał być jaki zbieg okoliczność, nie wiem czy mnie pamiętasz ale złapałeś mnie na wieczorze chwały gdy straciłam przytomność, dziękuje ci :>, życzę ci udanej misji, ja bym się bała(chociaż kiedyś chciałabym pojechać), nie każdego stać na takie postanowienia i w nim wytrwać,to na pewno ciekawe przeżycie. będę się za ciebie modlić abyś wytrwał, jedź z Bogiem :>

Dodaj komentarz

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Czy wyrażasz zgodę na udostępnienie swoich danych zgodnie z Polityką prywatności oraz akceptujesz regulamin dodawania komentarzy?